wiśniowe drzewo w głębi ogrodu wspomina
niewinną, młodą miłość. ich smak pocałunku.
rozdaje z nutką nostalgii wizje przeszłości,
spełnione już nieistotne zdarzenia... a ty
wyrosłeś w marzeniach karmiony alchemików
pyłem, co w złoto zamieniać potrafi zmartwienia.
błądziłeś ponad tęczą, pośród snów, majaków,
uzależnienia nie rozdzielając od życia
marnego, za które obwiniałeś rodzinę.
płacz matki tłumiłeś hałaśliwą muzyką,
zrezygnowany ojciec spał ze stoperami.
ale ty zadowolony ponad stan z życia
nie dostrzegałeś jak kokaina zabija.
coraz częstsze loty do nieba i spadanie
bez spadochronu. potem w łóżku nieistnienie,
aby nie usłyszeć myśli samokontroli.
nad grobem prochy rozsypywali znajomi,
a przyjaciele do nozdrzy wciągali krechę
nad marnotrawnej trumny wiekiem. po raz kolejny
śmierć odbiła się przygłuchym echem...
eremi