Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą recenzja książki. Pokaż wszystkie posty

środa, 8 października 2014

Miecz Salomona

     




   Powieść wydana przez Wydawnictwo Erica pt.Miecz Salomona Marka Orłowskiego jest pierwszym tomem cyklu zatytułowanego Samotny krzyżowiec. Akcja rozgrywa się 1187 roku w Ziemi Świętej. Trwają walki o Królestwo Jerozolimskie. Tłem są autentyczne wydarzenia z okresu średniowiecza. Jednakże głównym wątkiem powieści jest poszukiwanie zaginionej Arki Przymierza i całkowicie nie mający odbicia w realnych wydarzeniach miecz opętany przez demona. Oczywiście mamy głównego bohatera Rolanda de Montferrat zwanego Czarnym Rycerzem i jego sprzymierzeńców – Zakon Templariuszy.
Został tu zastosowany dobrze sprawdzający się w powieściach awanturniczo-przygodowych wątek „trzech muszkieterów” czyli występują główny bohater i jego przyjaciele, którzy oddadzą za przyjaciela i za sprawę nawet życie. Jeśli chodzi o tło historyczne z okresu średniowiecza, nie można mu nic zarzucić oprócz jednego błędu, o którym napiszę w dalszej części. Autor jest dobrze obeznany z tematem wojen krzyżowych. Spodziewałam się jednak większego profesjonalizmu po takiej publikacji. Zawiodłam się już na pierwszych kartach książki. W Prologu I autor zrobił wprowadzenie do opisanych fikcyjnych wydarzeń czasów średniowiecza i cofnął się aż do czasów biblijnego króla Salomona. Dla laika jest to ciekawe i magiczne wprowadzenie. Niestety nie ma nic wspólnego z prawdą jeśli chodzi o samo tło historyczne. Znawcom historii biblijnej od razu rzucają się w oczy rażące, podstawowe błędy. W Izraelu na terenie Kanaanu czyli tak zwanej Ziemi Obiecanej panował wyjątkowy porządek w zarządzaniu, zupełnie inny niż w innych królestwach. Królowie byli wyznaczani przez Boga Jahwe i mieli działać jako Jego przedstawiciele. Zasiadali nie na własnych tronach, ale „na tronie władzy królewskiej Jahwe”, a więc reprezentowali Jego teokratyczne panowanie (1Kn 28:5; 29:23). W przeciwieństwie do niektórych ościennych narodów Izraelici nie ubóstwiali swych władców.
Król Judy kierował sprawami narodu jako jego pasterz (Ps 78:70-72). Na ogół przewodził w bitwie (1Sm 8:20; 2Sm 21:17; 1Kl 22:29-33). Był też sędzią wyższej instancji. Jednakże w pewnych sprawach wagi państwowej lub bardzo trudnych do rozstrzygnięcia (np. ze względu na niewystarczające zeznania świadków) arcykapłan zasięgał rady Jahwe (1Kl 3:16-28) i podawał wyrok królowi, co świadczyło o tym, że to król podporządkowywał się kapłanowi, a nie kapłan był sługą króla, jak to sugeruje autor na stronie 8 i 13 twierdząc, że kapłan nie ośmieli się sprzeciwić woli króla. Kapłan był sługą Jahwe i bał się sprzeciwić woli Boga, a nie człowieka, którym był król.
Władzę króla ograniczały: jego bojaźń przed Jahwe, prawo Boże, którego musiał przestrzegać, oraz wpływ proroków i kapłanów, jak również doradzających mu starszych. Król miał obowiązek sporządzić sobie odpis Prawa i czytać go przez wszystkie dni swego życia (Pwt 17:18, 19). Ponieważ był szczególnym sługą i świeckim przedstawicielem Jahwe, ponosił przed Nim osobistą odpowiedzialność. Dopiero w późniejszych czasach wielu królów judzkich łamało te zasady i sprawowało despotyczne, niegodziwe rządy (1Sm 22:12, 13, 17-19; 1Kl 12:12-16; 2Kn 33:9).
Król miał również dbać o to, by życie religijne ludu było wolne od bałwochwalczych wpływów, a prócz tego mógł odprawić niewiernego arcykapłana, jak to uczynił król Salomon, gdy arcykapłan Abiatar poparł zbuntowanego Adoniasza, który próbował przejąć tron (1Kl 1:7; 2:27), jednakże nie miał wpływu na ich służbę i działania na rzecz Boga. Sam także musiał unikać bałwochwalstwa służąc Jahwe, a tymczasem autor sugeruje, że król miał zawieszony na szyi amulet, talizman w kształcie gwiazdy, co było nie do pomyślenia z punktu widzenia pomazańca Bożego. Salomon pod koniec swojego życia rzeczywiście dopuścił do odstępstwa w pałacu. Było to spowodowane wieloma cudzoziemskimi żonami, które czciły pogańskie bóstwa. Sam jednak nigdy nie wyrzekł się całkowicie wielbienia Jahwe.
Kolejnym błędem z zakresu historii biblijnej jest historia nefilim zamieszczona na stronie 12. Mojżesz nie mógł wygnać nefilimów na pustynię, ponieważ według Biblii żyli oni na długo przed nim. Nefilimowie byli potomkami demonów i kobiet ludzkich. Posiadali ogromną moc i byli o wiele wyżsi od ludzi. Pałali złością i przejawiali ogromne zło. To z ich powodu Bóg zesłał na ziemię potop, który zniszczył wszelkie zło wraz z ich źródłem - nefilimami. Tak więc nefilimów nie było już na ziemi, gdy urodził się Mojżesz. Inne błędy pominę, ponieważ mają jedynie typowo duchowy charakter religijny i nie mają wpływu na wyobrażenie czytelnika o opisywanej epoce.
Ostatni błąd, o którym napiszę, zamieszczony w Prologu II na stronie 50 rozczarował mnie najbardziej, ponieważ dotyczy czasów średniowiecza, które są w kręgu zainteresowań autora, o czym świadczy zamieszczona na końcu nota historyczna. Chodzi mi o diamenty, nad którymi rozpływa się w zachwycie jeden z templariuszy. Jak podaje serwis internetowy www.jubilerskie.info/diament-historia.htm: „W Europie diamenty stały się modne dopiero w XII wieku, jako łupy z wojen krzyżowych. Aż do XVI stulecia nie ceniono ich jednak bardziej niż kryształy górskie. Na królewskich insygniach błyszczały raczej rubiny i szmaragdy.” Dopiero w „1477 r. arcywojewoda Maksymilian I z dynastii Habsburgów wręcza diamentowy zaręczynowy pierścień Marii Burgundskiej, zapoczątkowując tym tradycję trwającą do dziś w naszej kulturze.” Gdyby konikiem autora rzeczywiście było średniowiecze, wiedziałby, że każdy rycerz w tamtych czasach mając takie bogactwo przed oczami zachwycałby się rubinami i szmaragdami, a na diamenty nie zwróciłby w ogóle uwagi. Tym bardziej, że nie znane były wtedy dzisiejsze tradycyjne szlify, przez co diamenty wyglądały niepozornie przy innych intensywnie kolorowych i dobrze oszlifowanych kamieniach szlachetnych.
Miecz Salomona to pierwsza część cyklu powieściowego z Czarnym Rycerzem w roli głównej. Choć pierwszy tom kończy się w sposób zaskakujący i sugerujący tragiczny koniec głównego bohatera, to możemy być pewni, że nic mu się nie stało i na pewno będzie on występował w kolejnych tomach. Przekonują nas o tym słowa samego autora zamieszczone na końcu Noty historycznej: „Czytelników, których ciekawią dalsze losy Rolanda z Montferratu, zachęcam do lektury kolejnych tomów Samotnego krzyżowca”. Wszystkie pasje i zainteresowania autora, znalazły ujście na kartach tej książki. Mam nadzieję, że kolejne tomy powieści, będą obfitowały również w dokładniejszą wiedzę i w brak błędów historycznych.
Duża ekspresja opisów i barwne kreacje postaci w połączeniu z ciekawą intrygą i interesująca fabułą powoduje, iż otrzymujemy lekturę, która spodoba się wszystkim miłośnikom ciekawych powieści przygodowych, osadzonych w mrokach średniowiecza. Polecam tę powieść przede wszystkim tym, którzy lubują się w opisach rycerskich starć, bitew i wojen, bo w tego rodzaju relacje ta pozycja obfituje najbardziej. 

 
 

piątek, 17 maja 2013

Pieśń miecza



   „Pieśń miecza” to czwarty tom z cyklu „Wojny Wikingów” autorstwa brytyjskiego pisarza Bernarda Cornwella, który ukazał się nakładem Instytutu Wydawniczego ERICA po kolejnych tomach zatytułowanych: „Ostatnie królestwo”, „Zwiastun burzy” i „Panowie Północy”. Jest to monumentalna, lecz bardziej wyważona niż wcześniejsze części, pełna przygód, intryg dworskich oraz potyczek zbrojnych opowieść o krwawych początkach państwa angielskiego. Głównym bohaterem jest wódz Uhtred z Bebbanburga, pół Duńczyk, pół Sas, który wzbudza strach na całym obszarze Brytanii. W tej części sagi jest on już dorosłym mężczyzną, mężem ukochanej Dunki Giseli, ojcem dwójki dzieci oraz wybornym wojownikiem, którego czyny opiewają bardowie. Zbliża się do trzydziestki, co dla woja w ówczesnych czasach można już było uznać za wiek prawie sędziwy.
   Akcja powieści rozpoczyna się w roku 885. Kraj podzielony jest na kilka lokalnych państewek. Wschodnia Anglia chwilowo sympatyzuje z Duńczykami, Mercja nie ma władcy i okoliczni panowie ostrzą sobie na nią zęby, a saskim Wessexem rządzi Alfred nazwany Wielkim. Chwilowo wszyscy cieszą się kruchym pokojem, ale to tylko pozory. Wkrótce Wikingowie atakują i zajmują Londyn, a Sasi ruszają odbić miasto. Po raz kolejny ścierają się w krwawej walce dwa wielkie ugrupowania religijne: chrześcijanie i Wikingowie pod egidą Thora. Uhtred zobowiązuje się zdobyć Londyn i oddać go w prezencie ślubnym swojemu znienawidzonemu kuzynowi, który ma poślubić córkę Alfreda.
   Bernard Cornwell to znakomity powieściopisarz historyczny. Dowodzi tego już na pierwszych stronach swej powieści. Tłumacze Agnieszka Zając, Mateusz Pyziak i redaktor językowy Artur Szrejter potwierdzają to przypisami pod tekstem, które tłumaczą zawiłe nazwy historyczne i geograficzne z czasów Uhtreda. Już na pierwszej stronie na przykład mamy objaśnienie, skąd pochodzi polska nazwa „szyper”, a tuż za nim kogo określano mianem „Saks”. Sam Cornwell tak napisał w „Nocie historycznej” do książki:
Pieśń miecza zawiera dużo większą dawkę fikcji literackiej niż poprzednie tomy... Prawdą historyczną jest natomiast to, że najstarsza córka Alfreda poślubiła Aethelreda z Mercji i istnieje wiele zapisów wskazujących na to, że małżeństwo nie należało do najszczęśliwszych.
Okres rządów Alfreda został wyjątkowo dobrze udokumentowany przede wszystkim dlatego, że król był światłym władcą i życzył sobie, aby wszystko, co istotne, przelewano na pergamin... opisane w tej książce wypadki są w większości oparte na faktach.”
    Zachęcam do zapoznania się nie tylko z tym jednym tomem sagi o dziejach dzielnego i prawego Uhtreda, ale do zgłębienia całej serii jego przygód. Jest to świetny materiał historyczny z okresu głębokiego średniowiecza i najazdów Wikingów, jak również doskonale napisana powieść przygodowa. Tylko wybitny talent autora pozwolił na połączenie przyjemnego z pożytecznym i podania nam tak dużej dawki wiedzy w sposób lekko przyswajalny. Jego powieść można by przyrównać do „Krzyżaków” opisujących średniowiecze na terenie Polski. Nikt, kto sięgnie po tę książkę, nie będzie zawiedziony. Polecam raz jeszcze.

wtorek, 19 lutego 2013

Kod Hitlera


Igor Witkowski właśnie wydał swoją nową, dwutomową powieść pt: „Kod Hitlera” opartą na faktach, która ujawnia tajną historię ludzkości.
Książka napisana jest w sposób fascynujący. Od pierwszych linijek tekst wciąga czytelnika w starożytne zakamarki historii oraz świat nieprawdopodobnych odkryć geograficznych i archeologicznych. Tajne misje i wyprawy nazistowskich naukowców prowadzą w pierwszym tomie najdzikszymi szlakami Azji, a w drugim - Ameryki Południowej.
Jeśli interesujesz się dziwnymi wykopaliskami i eksperymentami naukowymi inspirowanymi odkryciami sprzed kilku tysięcy lat, to z pewnością ta powieść jest przeznaczona właśnie dla ciebie.
Książka ta jest typową powieścią przygodową opartą jednak w większości na rzeczywistych wydarzeniach i mrocznych epizodach powiązanych z Trzecią Rzeszą.
Główna postać doktora Josepha Brandta została wymyślona i jest połączeniem cech kilku badaczy, którzy naprawdę organizowali opisane przedsięwzięcia.
W dużej mierze przewija się na kartach tej powieści autentyczna kwestia chorobliwego zainteresowania Himmlera okultyzmem. Znane jest z wielu źródeł obsesyjne poświęcenie szefa SS dla spraw mistycznych, wykraczających poza to, co można pojąć zdrową logiką. Ten wysoki rangą oficer przygotowywał nawet w Wewelsburgu centrum duchowe narodowosocjalistycznej pseudoreligii, która opierała się na „lodowej genezie świata”, reinkarnacji i aryjskiej rasie ogromnych nadludzi odnalezionych w tybetańskich grobowcach. Z Tybetu pochodzą także rękopisy, na podstawie których hitlerowcy dokonali odkryć naukowych dotyczących broni masowego rażenia i latających spodków. Niestety zapisy tej wiedzy zostały w niewyjaśniony sposób usunięte z terenu Europy podczas wycofywania się armii niemieckiej. Najprawdopodobniej wraz z wieloma dobrami naukowymi i dziełami kulturowymi zostały one wywiezione do Ameryki Południowej, gdzie prominenci Trzeciej Rzeszy przygotowali sobie enklawy na wypadek klęski. Uciekło do takich posiadłości wielu wysoko postawionych oficerów, przemysłowców i naukowców wraz z rodzinami. W drugim tomie jest także dokładnie opisana sprawa domniemanego samobójstwa Hitlera. Wszelkie dowody i fakty świadczą raczej za tym, że była to wielka mistyfikacja, zasłona dymna, która umożliwiła najwyższym dowódcom Rzeszy ucieczkę z oblężonego Berlina.
Fakty i autentyczne odkrycia logicznie powiązane w całość dają czytelnikowi obraz najwyższej perfidii przywódców nazistowskich Niemiec oraz wyjawiają niezwykłą wiedzę i inteligencję ludów żyjących kilka tysięcy lat temu.
Losy II Wojny Światowej potoczyłyby się zapewne nieco inaczej, gdyby nie zostały odkryte niesamowite hinduskie manuskrypty opisujące latające maszyny oraz nieznana technika oparta na rtęci. Pod koniec wojny Niemcy dysponowali niebywałą wiedzą techniczną przewyższającą dorobek innych państw. Gdyby Niemcy zyskali jeszcze kilka miesięcy, być może w tej chwili na świecie panowałaby dominująca rasa aryjska. Możliwe, że zbytnie skierowanie uwagi, funduszy i sił Trzeciej Rzeszy na okultystyczne odkrycia Himmlera spowodowały, iż zaniedbano logistyczne kierowanie frontami, a co za tym idzie realną klęskę całej operacji wojennej.
Książka opowiada o wielu innych wątkach związanych na przykład z pociskami V1 i V2, z planowanymi przez hitlerowców atakami broni masowego rażenia na Stany Zjednoczone, z supernowoczesnymi okrętami podwodnymi typu XXI i powojennej historii nazistów w Argentynie.
Najważniejsze w tej książce jest to, że czyta się ją jednym tchem i na dodatek ta niesamowita historia jest prawdą! Żadna powieść sensacyjna nie jest w stanie tak zafascynować czytelnika jak ta, którą napisało samo życie. Polecam ją z całego serca tym wszystkim, którzy kochają się w powieściach wojennych, jak i tym, którzy lubią książki akcji. W „Kodzie Hitlera” znajdą coś dla siebie także osoby czytujące typowo przygodowe opowieści. Wątek mistyczny wielu wypraw i odkryć archeologicznych przekona do tej pozycji także czytelników Harrego Pottera i tym podobnych publikacji.
Zachęcam do szybkiego zapoznania się z tą fascynującą powieścią. Życzę miłej lektury.


sobota, 2 lutego 2013

Oficerowie i konie



Kto nigdy nie posiadał własnego zwierzaka, nie wie, co to prawdziwa przyjaźń i oddanie. Jedni miewają psy, inni chomiki. Polscy oficerowie miewali nieco większych przyjaciół wśród zwierząt.
Mowa o koniach. Kto by ich nie kochał...
Piotr Jaźwiński zafascynowany wieloma historiami związanymi z tymi zwierzętami służącymi w polskiej armii napisał książkę pt: „Oficerowie i konie. Przyjaźń na śmierć i życie”, która wzbogacona została licznymi przedwojennymi fotografiami np. z ćwiczeń woltyżerskich lub konkursów skoków. Opowiedział w niej sporo anegdot z okresu wojny, gdy doskwierał głód tak samo zwierzętom jak i ludziom. Ciekawym wątkiem jest też pozyskiwanie koni do pułków. Niektóre z nich trafiały wraz z właścicielem, który był ochotnikiem, inne były zdobyczne.
Jako przykład całkiem nieoficjalnego uzupełnienia w konie może służyć wyczyn uł. Jaciaka w Gradyskach, który zameldował się w szwadronie z 11 końmi uprowadzonymi w nocy, po rozebraniu połowy ściany stodoły, gdzie stały konie austriackiego pułku artylerii”.
Jerzy Roch-Miśkiewicz tak opisał swego pierwszego rumaka:
„Było to zwierzę nieugięte w pysku, uparte aż do tępoty, o jakiejś niesłychanie rozwiniętej indywidualności, narzucającej jeźdźcowi swą wolę w sposób po prostu przygniatający. Dobrze jeszcze, że miała ta obmierzła szkapa na tyle przyzwoitości, że trzymała się jadącego szwadronu, nie wychylając się poza szyk ani o włos. Gdyby nie to – Bóg raczy wiedzieć, dokąd by mnie to konisko zawiozło.” Jak wynika z wielu różnorodnych sprawozdań, konie są takimi samymi indywidualistami jak ludzie. Ich zasługi niejednokrotnie bywały tak samo doniosłe jak ludzkie. W londyńskim kościele Saint Jude - on - the - Hill została wmurowana tablica upamiętniająca konie zabite podczas I Wojny  Światowej.
Bez względu na to, jak bardzo szkapa była układna czy uparta, wymagała dokładnej pielęgnacji. Surowo przestrzegali tego przełożeni. Tak to przedstawił autor: „Plutonowy Berent... zaczął się na nas niemiłosiernie wydzierać: - Nie śmie tu być żaden bajzel, żeby kostki wybijać z różnych paprochów, a nie tylko z własnego konia. Tych co kombinują, wsadzę do pierdla. Zrozumiano?!”
Książkę z czystym sumieniem mogę polecić każdemu, kto chce się zająć hippiką lub już to robi. Z tej publikacji można się dowiedzieć wielu ciekawych spraw dotyczących tych mądrych zwierząt. Między innymi na przykład tego, jak się nimi opiekować i jaką mają psychikę, co jest pomocne przy bezpiecznym zaprzyjaźnianiu się z nimi. Na pewno z  pozycją tą powinni zapoznać się wszyscy, których fascynuje powieść wojenna. Przecież do niedawna koń był nierozerwalnie z nią związany jako jedyny środek transportu lądowego. Zwłaszcza polskie wojsko ma bogatą historię powiązaną z końmi. Do dziś wspomina się królewską husarię i śpiewa ułańskie piosenki.
Każdy Polak powinien poznać historię swojego kraju, a opowieści kawalerzystów Drugiej Rzeczpospolitej o koniach – swoich towarzyszach broni, zrobią to w sposób przyjemny. Tak opowiedziana historia zapadnie nawet dziecku głęboko w pamięć.